Wiele radości
sprawił Aleksander Zawalich,
przewodniczący oświatowej
Solidarności w Ostrołęce, swym związkowcom, organizując na początku
sierpnia 2005 roku, wycieczkę w Tatry oraz Pieniny. Nauczyciele, wraz
ze swymi rodzinami, przez pięć dni, odkrywali najpiękniejsze zakątki
Małopolski, kodując w pamięci tyle różnych miejsc,
krajobrazów, nazw.
Skarżysko, Zakopane, Gubałówka, Kasprowy, Biały Dunajec,
Morskie Oko,
Czarny Staw, Niedzica, Czorsztyn, Bukowina, Szczawnica, Wadowice,
Łopuszna, tratwy, doliny, granie, wodospady, sanktuaria. Niezapomniana
bliskość nieba. Urok cierpliwie odsłanianych detali. Choćby Łagiewniki
z pierwotnym miejscem spoczynku beatyfikowanej siostry Faustyny
Kowalskiej. Choćby kościół na Krzeptówkach tak
nierozerwalnie związany
z Janem Pawłem II. Choćby zakopiański cmentarz na Pęksowym Brzyzku z
grobami Marusarzów, Witkiewicza, Przerwy Tetmajera, Orkana,
Kenara,
Sabały, Chałubińskiego. Nie sposób oddać uroku tej
podróży. Wspomnień
bez liku. Prawdziwa polifonia. Wyraźny naddatek wrażeń. Rozgadany Rybi
Potok, otulony tak czule tatrzańskimi gigantami. Przejmująca
wędrówka w
wadowickim muzeum, pośród drobiazgów
pamiętających małego Karola
Wojtyłłę. Przepych przełomu Dunajca, gdy Sokolica, albo Trzy Korony
uwodzą rytmem flisackich opowieści, podań, legend. Niespodziewana
wizyta na Słowacji. A jeszcze niedzicki zamek, z tajemniczą Brunchildą,
albo wędrówka ku Świnicy, kapryśnie ukrytej
pośród mgieł, albo Czarny
Staw w którym,
próbują podziwiać swą
urodę, zazwyczaj bez
powodzenia, nie tylko obłoki, ale również panujące nad
okolicą Rysy.
Słowem najprawdziwsza harmonia. Obok ciszy, z której utkane
są
tatrzańskie szlaki, gwar Krupówek, tętniących życiem do
późnej nocy,
rozbawionych, zdobionych śpiewem i muzyką kapel góralskich.
Gdzieś w
tle Wielka Krokiew, na którą, ku uciesze najmłodszych,
wjechać można
wyciągiem krzesełkowym. Setki straganów rozpiętych poniżej
Gubałówki,
oscypki, dzwonki, krucyfiksy, rzeźbione ołtarzyki, kapelusze z
piórkiem, czerwone korale, podhalańskie anioły, kwaśnica z
ogromnymi
kawałkami boczku, srebrzysty Janosik-mim, owieczki pośrodku miasta,
puszyste kłębki bernardynów w koszykach. To wszystko w
jednym miejscu,
w tym samym czasie, uległe wobec chciwych oczu oraz nienasyconej
wyobraźni, chętne poddać się dotykowi i słowom zachwytu.
Znakomicie
odnalazła się nasza pięćdziesięcioosobowa grupa podczas sierpniowego
wojażu. Organizatorom należą się słowa uznania, zaś nam, uczestnikom
tej magicznej wyprawy, już od dzisiaj towarzyszy nadzieja, że rok
przyszły przyniesie podobną niespodziankę, podobne zachwyty, podobne
wzruszenia. Zakopane, 1 – 5 sierpnia 2005 roku |
W Kalwarii Zebrzydowskiej (Foto: archiwum Związku) Więcej zdjęć w Galerii. |